26-29.07.2012 Kawałek Suwalszczyzny – 440 km

W czwartkowe popołudnie – a dokładnie o godzinie 14.00 ruszyłem w drogę. Gdzie? Chciałoby się napisać – “tak daleko jak nogi poniosą”. Sprecyzowanego miejsca docelowego nie miałem. Północny wschód zaliczyłem w maju br. do miejscowości Suwałki i Klasztor w Wigrach. Teraz chciałem troszkę dalej, tak kawałek po kawałeczku. Skłamałbym gdybym napisał, że to miała być jazda bez określonego celu. Celem było potwierdzenie kolejnych tras przejazdu do książeczki kolarskiej na odznakę złotą KOT oraz do książeczki na kolarską odznakę Pielgrzymią i odznakę turystyczno-krajoznawczą PTTK “Szlakami Obrońców Granic”.

Dzień pierwszy

Tak więc we czwartek 27 lipca zapakowałem 3 sakwy – ku mojemu zaskoczeniu każda ważyła trochę ponad 7 kilogramów – a brałem tylko niezbędne rzeczy (przynajmniej tak mi się wydawało) i ruszyłem do miejscowości Olecko, gdzie planowałem pierwszy nocleg.

Jadąc spotkałem jednego “sakwiarza” jadącego w przeciwnym kierunku, który już z daleka wołał czy jestem Polakiem. Na moje pytanie czemu się pytał o moją narodowość, odpowiedział, że widząc rowerzystę z niemieckimi sakwami wolał się spytać od razu niż dukać coś tam nie znając niemieckiego. Po miłej i grzecznościowej wymianie spostrzeżeń z trasy pożegnaliśmy się i ruszyliśmy dalej w swoich kierunkach.

W Giżycku, jak zawsze w sezonie sporo turystów, ale rowerzystów dużo nie widziałem. Potwierdziłem przejazd w informacji turystycznej w centrum Giżycka i ruszyłem powoli dalej. Za miejscowością Bystry skręcam w lewo na kierunek Suwałki.

Tutaj już ruch samochodowy był zdecydowanie mniejszy niż na trasie z Giżycka do Ełku. Mijałem spokojne małe miejscowości, ludzi leniwie spędzających popołudniowy czas nad wodą lub w ogrodach z rodzinami. Nie brakowało widoku amatorów przysklepowych ławek popijających schłodzony napój. Cóż, upał, gorąco – pić się chce.
Do Olecka dojechałem około godziny 19.00.

Zrobiłem sobie małą rundę po mieście, porozmawiałem chwilę z pielgrzymami, którzy czekali aby przywitać lada moment innych pielgrzymów idących z Gołdapi do Częstochowy. Otrzymałem w kancelarii parafialnej potwierdzenie do książeczki pielgrzymiej i ruszyłem w poszukiwaniu miejsca na nocleg. W trzech ośrodkach nie było niestety wolnych miejsc. Kilkaset metrów za tablicą końcową Olecko po prawej stronie zauważyłem duży baner i znaczek camping’u zapraszający do ośrodka wypoczynkowego Dworek Mazurski.

Wklepałem do telefonu numer podany na banerze i po krótkiej rozmowie otrzymałem informację, że wolnych pokoi w ośrodku już nie ma. Poprosiłem więc czy mógłbym skorzystać z kawałka miejsca na rozbicie własnego namiotu. Nie było problemu.

I tak po przejechaniu w sumie 105 km, pora była na zasłużony odpoczynek. Jeszcze tylko ugotowany ryż z dżemem na kolację. Pierwsze rozpakowywanie sakw w namiocie, uzmysłowiło mi, ile rzeczy mogłem sobie zostawić w domu. Ale jak na swój drugi wyjazd rowerem z noclegiem to i tak wyszło nieźle. Człowiek uczy się na swoich błędach. Młodzież wypoczywająca w ośrodku w domkach, nie dawała złudzeń, że to ich ostatnia zielona noc. Dłuuuuga noc.

Trasa dzisiejszego przejazdu wyglądała następująco:

Dzień drugi

Rano tuż przed godziną 6 obudził mnie świergot jakiegoś ptaka. Ponownie zasnąć się nie dało, więc rozłożyłem mapy i obmyślałem dalszą trasę. Poranek zapowiadał kolejny upalny dzień. Szybka toaleta, śniadanie, pakowanie i w drogę do Suwałk.

Zbliżając się do miejscowości Bakałarzewo, zauważyłem po lewej stronie drogi znak “Szlak Fortyfikacji Pozycji Granicznej Schrony Bakałarzewo”.

Skręcam w drogę szutrową i za jakieś 500 m jest mały parking, gdzie nie zostawiam roweru, a pcham go pod górkę pod samą kopułę bunkra. Widok z góry robi wrażenie.

Kilka pamiątkowych fotek. Zostawiam rower na górze i schodzę boczną dróżką na dół zgodnie z oznaczeniem strzałki aby zwiedzić wnętrze bunkra. Spotykam “jakiegoś gościa” i pytam się ile kosztuje zwiedzenie bunkra. Nie odpowiedział tylko poszedł do namiotu (w nim chyba mieszkają właściciele tego obiektu-muzeum) i powiedział do jakiejś kobiety, że “jakiś facet do Ciebie”. Po krótkiej chwili podchodzi Pani “kustosz” i pyta się gdzie reszta grupy. Tłumaczę, że jestem sam. Nie za bardzo wiedziała ile pobrać opłaty od jednego zwiedzającego, bo niby agregat trzeba uruchomić aby światło było itp. W końcu postanowiła, że agregatu uruchamiać nie będzie, że przy latarce akumulatorowej wszystko da się też zobaczyć. Poprosiłem jeszcze o minutkę cierpliwości aby wziąć z bagażu aparat do zdjęć. Zabrałem aparat (nóż traperski również włożyłem do kieszeni, choć nie wiem po co) i wszedłem pierwszy do bunkra (Pani pierwsza nie chciała). Oświetlenie z latarki akumulatorowej wystarczyło aby zobaczyć wszystkie pomieszczenia i eksponaty wewnątrz bunkra.

Nie wszystko wolno mi było fotografować ze względów bezpieczeństwa obiektu. Po zwiedzeniu bunkra ruszyłem dalej po trasie do Suwałk.

W Suwałkach skierowałem się do parku przy którym była tablica informacyjna, aby odnaleźć miejsce informacji turystycznej.

Ku mojemu zaskoczeniu była po przeciwnej stronie parku. Zostawiłem rower przed budynkiem informacji turystycznej i wszedłem do środka zasięgnąć kilku informacji. Najbardziej interesowała mnie lokalizacja byłych przedwojennych koszar Korpusu Ochrony Pogranicza, które były w wykazie obiektów na odznakę “Szlakami Obrońców Granic”. Uzyskałem szybką odpowiedź, dostałem adres, ulotki oraz mapy wszelkich innych atrakcji turystycznych, kulinarnych i miejsc noclegowych w Suwałkach i okolicach.

Na małej podręcznej mapie Suwałk ustaliłem gdzie jest poszukiwana przeze mnie ulica z “koszarami” i ruszyłem aby zrobić na tle tego budynku pamiątkowe zdjęcie.

Po “sesji fotograficznej” pokręciłem się jeszcze po Suwakach, odnalazłem biuro Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego Oddziału w Suwałkach, gdzie kupiłem dokładniejszą mapę Suwalszczyzny niż miałem ze sobą. Tutaj też otrzymałem dużo ciekawych informacji turystycznych o regionie. Dowiedziałem się również, jak dojechać do pomnika poległych żołnierzy KOP-u, który znajduje się w miejscowości Stanowisko (w niedalekiej odległości od trójstyku granic polsko-litewsko-białoruskiego). Pani popatrzyła na mnie z niedowierzaniem i zadała pytanie: Pan tam chce dojechać rowerem z sakwami? Odpowiedziałem, że taki mam plan i spytałem skąd takie pytanie. Odpowiedziała mi, że to jednak jest droga piaszczysta i przede wszystkim ogromna Puszcza Augustowska. Odpowiedziałem, że dlatego kupiłem dokładniejszą mapę tego terenu, aby być może nie zbłądzić w tej głuszy. Otrzymałem również zaproszenie na rajd rowerowy organizowany przez tutejszy Oddział PTTK, a który ma być jutro (sobota). Zastanowię się nad wzięciem udziału w tym rajdzie.

Po małych zakupach i przekąsce jadę drogą w kierunku Sejn. Zjeżdżam na chwilę do Starego Folwarku, gdzie na dzisiejszą noc nie ma w pokojach gościnnych już miejsc. Jest tylko miejsce na nocleg pod własnym namiotem. Może wrócę na wieczór tutaj, ale jak wyjdzie zobaczę po trasie. Jazda rowerem drogą do Sejn jest bardzo nieprzyjemna. Pomijam niewielki fragment drogi rowerowej. Asfalt był chyba kładziony na płytach bo w regularnych odstępach jest pęknięcie w poprzek jezdni a w miejscu gdzie jedzie się rowerem, czyli przy prawej krawędzi jezdni są ubytki. Najgorsze jest jednak to, że droga jak droga ale wydaje się wąska, ruch dosyć spory i samochody mijają w bardzo bliskiej odległości od rowerzysty. Oczywiście nie wszyscy. Wydawało się, że prawidłowo jeżdżą tylko turyści, bo kierujący autami z miejscową rejestracją nic sobie z obecności rowerzysty na drodze nie robili.

W miejscowości Krasnopol zrobiłem sobie krótką przerwę, uzupełniłem płyn w bidonie, potwierdziłem przejazd w książeczce pielgrzymiej i do Sejn dojechałem w największym upale dzisiejszego dnia.

Kolejne potwierdzenie w książeczce pielgrzyma w Bazylice Mniejszej p.w. NMP.

Później za informacją dwóch miłych Pań udało mi się ustalić budynek byłych koszar Korpusu Ochrony Pogranicza i Straży Granicznej. Pokręciłem się po Sejnach odwiedzając jeszcze Muzeum Ziemi Sejneńskiej ze szczególnym uwzględnieniem ekspozycji granicznej.

Z Sejn skierowałem się do m. Żegary, następnie w kierunku Ogrodniki skąd prowadzi droga do przejścia granicznego z Republiką Litewską. Przed miejscowością Ogrodniki wjeżdżam na drogę nr 16 i jadę w kierunku miejscowości Giby. Droga tutaj jest bardzo dobra. Dobrej jakości asfalt, szeroka jezdnia, z niewielkim małym pasem akurat dla roweru.

Po dojechaniu do miejscowości Giby, po lewej stronie na wzgórzu widzę ułożone kamienie, krzyż i maszt z flagą biało-czerwoną. Skręcam tutaj na niewielki parking. Robię kilka pamiątkowych zdjęć.

Żar z nieba jest piekielny. Znajduję na jednej z ławeczek trochę cienia. Siadam i odpoczywam. Mały posiłek, dużo płynów. Jadę dalej. Za kilkaset metrów mały kościółek po lewej stronie.

Obok Świątyni stoi pomnik i słup graniczny. Kolejny obiekt do odznaki “Szlakami Obrońców Granic”.

Napis na kamieniu “Miejsce Mordu Żołnierzy 24 Batalionu Korpusu Ochrony Pogranicza “Sejny” w miejscowości Giby w dniu 25 września 1939 roku przez Armię Sowiecką zajmującą wschodnie obszary Polski. W 1939 roku pochowano 5-ciu żołnierzy KOP-u na cmentarzu w Gibach. Zginęli w Obronie Granic Polski…”

W Gibach zasięgam w sklepie informacji o możliwości dojechania w miejsce, gdzie stoi pomnik w Stanowiskach. Uzupełniam płyn w bidonie, dokupuję jeszcze dwie duże butelki wody i gdy już mam ruszyć w drogę przez Puszczę Augustowską, podjeżdża para sakwiarzy.

Miła rozmowa, wymiana celów jazdy i wrażeń z trasy. Oni mają zamiar jechać na Litwę a ja przez puszczę. Szukają na dzisiaj noclegu i mają zamiar pokręcić się po okolicy. Żegnamy się i do spotkania gdzieś na szlaku. Kilkadziesiąt metrów od sklepu zjeżdżam z głównej drogi i skręcam w lewo. Jadę asfaltową drogą, która zmienia się w szuter niedaleko leśniczówki Wiłkokuk. Ciężko się z obciążonym rowerem jedzie po takiej drodze.

Koła się zapadają w piachu. Za leśniczówką spotykam rowerzystę, pytam się o kierunek jazdy. Właśnie wraca z tego miejsca do którego ja zmierzam, ale czeka na resztę ekipy z którą przyjechał. Jadę dalej po tym piachu. Po dwóch kilometrach mijam dwie osoby na rowerach – to chyba ta ekipa, na którą czekał mijany poprzednio rowerzysta. Mają rowery z szerokimi terenowymi oponami i jazda dla nich jest łatwiejsza. Nie mają bagaży. Kilka razy muszę pchać rower. Nie da rady jechać w głębokim piachu. Komary i inne robactwo są bezlitosne. Tną cały czas. Docieram wreszcie do “skrzyżowania” dróg leśnych, skręcam w prawo. Docieram do miejsca gdzie jest ustawiony pomnik, słup graniczny, tablica informacyjna. Ładnie to wygląda. Godnie.

Napis na kamieniu: “Miejsce Mordu Żołnierzy 24 Batalionu Korpusu Ochrony Pogranicza “Sejny” na strażnicy w Stanowisku dnia 24 września 1939 roku przez Armię Sowiecką zajmującą wschodnie obszary Polski. W 1997 roku ekshumowano ośmiu żołnierzy i pochowano na cmentarzu w Berżnikach. Zginęli w Obronie Granic Polski”.

Po chwili zadumy w tym odległym miejscu, pora wracać dalej na szlak. W drodze powrotnej mijam jadących pod pomnik poznanych wcześniej sakwiarzy. Po kolejnej trudnej jeździe po piachu docieram ponownie do miejscowości Giby. Skręcam w lewo na drogę numer 16 i jadę do miejscowości Frącki.

We Frąckach docieram do sklepu w którym jest również Urząd Pocztowy. Tutaj potwierdzam swój przejazd w książeczce “Rajdu dookoła Polski” (miejscowość Frącki jest obowiązkowa) i książeczce KOT. Robię małe zakupy, chwilę odpoczywam. Dzwonię w sprawie noclegu pod numer telefonu, który otrzymałem w Suwalskim Oddziale PTTK. Pytam się o możliwość rozbicia namiotu. Jest to Stanica Wodna przy szlaku Czarnej Hańczy. Nie ma problemu. Zapisuję trasę jak dojechać do Stanicy.

Trochę asfaltem, trochę szutrem i jestem na ładnej polanie, kilkanaście domków, namiotów, kajaków, sporo turystów. Udaję się do kierownika obiektu o wskazanie miejsca rozbicia namiotu. Proponuje mi jeden wolny domek. Zgadzam się. Po ciężkiej jeździe w terenie wolę spać na łóżku w domku.

Rozpakowuję swój dobytek, robię kolację, biorę prysznic, małe pranie przepoconych ubrań. Jest gorąco. Ubrania szybko schną. Polana jest na wysokiej skarpie, a rzeka Czarna Hańcza w dole.

Do brzegu przybijają kolejni turyści-kajakarze. Ładny widok z góry. Wieczorem zaczynają rozbrzmiewać dźwięki gitary, słychać śpiew piosenek turystycznych i też tych współczesnych. Dostaję zaproszenie na ognisko. Opowiadamy kto, skąd, dokąd. Pytania o rower, o trasę. Zmęczenie daje się we znaki. Opuszczam miłe towarzystwo i udaję się na spoczynek. Oni ruszają jutro na szlak w południe, a ja rano o ósmej chcę już ruszać w dalszą drogę. Ktoś zaczyna grać na akordeonie. Naprawdę ładnie gra. Po przejechaniu 140 km przy dźwiękach pięknych melodii zasypiam.

Trasa dzisiejszego przejazdu wyglądała następująco:

Dzień trzeci

Budzik w telefonie, budzi mnie o 6.30. Powoli wstaję, ubieram się i wychodzę przed domek. Kilka osób już też się kręci po polanie. Co oni tak wcześnie wstają? Toaleta poranna, herbata, śniadanie, pakowanie sakw. Jaki plan na dzisiaj? Może pojadę jednak na ten rajd do Suwałk? Punktualnie o 8.00 jestem gotów do drogi. Sąsiedzi z domku obok też nie śpią i przyszli życzyć mi szerokiej drogi. Proszę ich o zrobienie pamiątkowej fotografii.

Kilka miłych słów i już jadę na drogę nr 16. Skręcam w prawo w kierunku miejscowości Sarnetki. Jadę dalej do Czerwonego Krzyża. Tutaj podejmuję decyzję, że jednak do Suwałk na rajd już nie dojadę. Wracam przez Tobołowo na drogę nr 16 w kierunku Augustowa. Wreszcie super asfalt. Dróg szutrowych mam na razie już dość. Ruch niewielki, droga szeroka. Jedzie się super. Mijam kilku kolarzy. Pozdrawiam wszystkich, ale tylko jeden mnie pozdrawia. Reszta się patrzy i mija, jakby nie wiedziała o co chodzi z tą podniesioną ręką. Mają tylko oczy zwrócone w kierunku opona-asfalt i stoper na ręce. Dlatego wolę jazdę turystyczną. Bez pośpiechu, na luzie, czasem zmęczony ale też i uśmiechnięty.

Tabliczkę Augustów mijam w terenie lesistym. Za kilkaset metrów mijam tabliczkę koniec Augustowa. Zastanawiam się o co chodzi. Zatrzymuję się, spoglądam na mapę. Wszystko w porządku. Tak ma być. dopiero za jakieś 6-7 kilometrów wjeżdżam w teren zabudowany.

Jadę do centrum miasta. Tutaj dwa potwierdzenia do książeczki pielgrzymiej, jedno do książeczki KOT i jedno do książeczki “Rajdu dookoła Polski” (Augustów też jest punktem obowiązkowym).

W Informacji turystycznej otrzymuję kolejne ulotki szlaków rowerowych, zabytków, ciekawostek.

W sąsiedztwie budynku informacji turystycznej jest ładny park z piękną fontanną.

W pobliskim sklepie spożywczym uzupełniam zapasy. Znajduję w parku pustą ławkę, gdzie posilam się i odpoczywam w cieniu. Dzwonię do domu. Zapowiadają na niedzielę burze, deszcze i nawałnice. Co robić jechać dalej czy wracać do domu. Chciałoby się jechać dalej, ale rozsądek podpowiada – wracaj. Miałem kilka razy okazję jeździć rowerem w czasie burzy i ulewnych deszczy. Nie chciałbym tego jeszcze raz doświadczać. Postanawiam wracać w kierunku do Kętrzyna. Patrzę na mapę, liczę i dodaję kilometry: 45 km do Ełku, 31 do Orzysza, 30 do Giżycka, 32 do Kętrzyna. Wychodzi, że do domu mam jeszcze 138 km według mapy. Niby nie jest aż tak strasznie dużo, ale już mam koło 60 km w nogach. Z niechęcią opuszczam chłodny cień w augustowskim parku i ruszam w pełnym słońcu do Ełku.

W połowie drogi do Ełku w Kalinowie nad przed rondem elektroniczna tablica informacyjna. Wskazuje: temperatura powietrza 31.1 stopni ciepła, temperatura przy asfalcie: 44.2 stopnie ciepła.

Potwierdzam przejazd na parafii, chwilę odpoczywam i jadę dalej. Droga jest dobra, pagórkowata, ruch mały aż do samego Ełku.

W Ełku kolejne potwierdzenia przejazdu, uzupełnienie płynów, chwila odpoczynku przy nieczynnej informacji turystycznej. Za Ełkiem kierunek wiatru się zmienił i wiał już w twarz. Jechało się ciężej. Przed Orzyszem pomyślałem o możliwości noclegu. Popytałem tu i tam. Bez 50 zł nie ma szans. O namiocie nawet mowy nie ma. Jedna osoba mi powiedziała, że namiot mu trawę wygniecie i mu trawnika szkoda. A po sezonie będą biadolić, że sezon słaby i turystów nie ma. Minąłem te urocze miasteczko, wodę kupiłem dopiero na samym końcu Orzysza w barze obok stacji benzynowej. Tak się zezłościłem na te osoby, że w tej złości dojechałem co sił w nogach do Giżycka.

Coraz bliżej domu, nie czułem nawet zmęczenia, które było w nogach. Jeszcze 32 kilometry. Ponowne uzupełnienie płynów. Jadę dalej. Po drodze mijam dużo motorów. Pewnie był jakiś zlot w Giżycku. Za Sterławkami Wielkimi pada mały deszczyk. Trochę ochładza powietrze. Zmęczony, spocony, ale uśmiechnięty mijam zieloną tablicę Kętrzyn.

Spotykam na drodze rowerowej znajomą rodzinkę na rowerach. Krótka rozmowa i jadę dalej do domu. Jeszcze górka przy szpitalu, jeszcze góreczka przy Lidlu i “ostatnia prosta”. Koniec jazdy na dzisiaj. 195 kilometrów.

Trasa dzisiejszego przejazdu wyglądała następująco:

Więcej zdjęć w zakładce Fotogaleria.

Całościowo wyszło od czwartku od 14.00 do soboty do 19.24 – 440 kilometrów. Kolejny mały fragment Suwalszczyzny zaliczony.

Comments are closed.